Sprawa Bożych narodzin często prowokuje docinki i kpiny. Tylko ludzie ciemni mogą na serio brać biblijne historie – twierdzą oświeceni sceptycy. A ja pytam tych uczonych, jak to jest możliwe, żeby heptyliony sykstylionów galaktyk wypełniających kosmos były przed tzw. wielkim wybuchem skupione w jednym punkcie? Wy w to wierzycie? Że tak wychodzi z rachunków? Jakich rachunków – tych wczorajszych, dzisiejszych czy przyszłych? Zdumiewające. Dlaczego zawierzenie relacjom mistyków czy milionów skromnych ludzi, którzy doświadczyli działania przyjacielskiej i opiekuńczej Pełni, miałoby być gorsze od pewnej siebie wiary naukowców?
Postrzeganie tego, co widzialne, i tego, co niewidzialne, kształtowane jest często przez modne wyobrażenia, co może istnieć, a czego nie ma prawa być. Kto nie lubi Pana Boga, nie pozna Go nawet siedzącego vis-a-vis w autobusie. Produkt
podświadomości, efekt hipnozy, zatrucia lekami lub technika
laserowa. Zawsze się znajdzie sposób, żeby napotkanego Boga wyinterpretować do cna.
Tymczasem nie ma w religii chrześcijan nic absurdalnego. I nie ma nic zdrożnego w nasłuchiwaniu i wyglądaniu sygnałów z tamtego świata. Co więcej. Trzeba bardzo uważać, żeby nie przegapić momentu spotkania. Żeby nie przespać swojego czasu. Ten czas Biblia napisana po grecku nazywa kairos. To szczególny moment przewidziany dla każdego z nas w planie Zbawienia. Wtedy otrzymujemy propozycję zaprzyjaźnienia się z Bogiem i ofertę wprowadzenia w wielką tajemnicę wiary. Bóg przynosi nam w kieszeni płaszcza patrzydełka, przez które widać świat po odjęciu czasu i przestrzeni. To właśnie wtedy przysiada się na ławce w parku albo w metrze i pyta, jakby z roztargnieniem, o godzinę. Siedzi dłuższą chwilę, czeka.
Ale jak Go rozpoznać? Jak dokładnie Pan Bóg wygląda? Nikt nie wie albo nikt nie chce tego powiedzieć. Może dlatego, że Boga poznaje się przez Jego niematerialny dotyk, dający się opisać przenośnią pełną emocji, jak w „Pieśni nad pieśniami”. Ten „dotyk” uruchamia w nas doświadczenie, które nie jest fikcją. W przedziwny sposób wywołuje w nas coś, co jest przeżyciem przenikającym od głowy do stóp – najbardziej rzeczywistym z rzeczywistych. To powiew świata najbardziej realnego, nieskończenie trwałego, wiecznego. Bywa, że Słowo Boże płynie do nas wprost od Boga, bezpośrednio, bez zbędnej autoryzacji. To Słowo pełne miłości, otuchy i optymizmu. Gdy je usłyszymy, tylko ono staje się ważne. Jest potężniejsze od ludzkiej złości, pychy, nędzy, choroby
i starości. Bez niego na tym świecie nie dałoby się żyć. Po ludzku.
Paweł Paliwoda Gazeta Polska
sobota, 25 grudnia 2010
czwartek, 23 grudnia 2010
Trzeba żyć
Świt w więzieniu mego ciała
Budzę się
Czuję jak me serce więźnia
Tłoczy krew, żeby wstać, żeby iść, żeby żyć
Kiedy ziemia drży
Drży też serce me
Kiedy płacze ktoś krzywdzony
Płaczę też
Trzeba wstać, otrzeć łzy, trzeba żyć
Trzeba wstać i wierzyć, że z więzienia ciała można wyjść
Trzeba wstać i wierzyć, że po drugiej stronie dobro jest
Trzeba żyć, to przecież Stwórca kazał sercu memu bić
Trzeba iść
Do moich rąk przychodzą nocą
Głodne psy
Ich skowyt szarpie me sumienie
Rani sny
Lecz trzeba śnić, trzeba być, trzeba żyć
Trzeba wstać i wierzyć, że z więzienia ciała można wyjść
Trzeba wstać, i wierzyć że po drugiej stronie dobro jest
Trzeba iść, to przecież Stwórca kazał sercu memu bić
Trzeba żyć
Trzeba żyć i wierzyć, że po drugiej stronie dobro jest
Zabierz mi wrażliwość na bezbronnych, strach i ból,
Muszę żyć, to przecież Stwórca kazał memu sercu bić,
Muszę żyć i wierzyć że, wierzyć że z więzienia ciała można wyjść
Trzeba żyć
daj mi okruch swego chłodu
pozwól odkryć w sobie spokój
trzeba trwać
pozwól we mnie życie wzbudzić
pozwól jeszcze mocniej poczuć
trzeba żyć
daj mi okruch swego chłodu
pozwól jeszcze mocniej poczuć…
Trzeba trwać
Bogdan Loebl
Budzę się
Czuję jak me serce więźnia
Tłoczy krew, żeby wstać, żeby iść, żeby żyć
Kiedy ziemia drży
Drży też serce me
Kiedy płacze ktoś krzywdzony
Płaczę też
Trzeba wstać, otrzeć łzy, trzeba żyć
Trzeba wstać i wierzyć, że z więzienia ciała można wyjść
Trzeba wstać i wierzyć, że po drugiej stronie dobro jest
Trzeba żyć, to przecież Stwórca kazał sercu memu bić
Trzeba iść
Do moich rąk przychodzą nocą
Głodne psy
Ich skowyt szarpie me sumienie
Rani sny
Lecz trzeba śnić, trzeba być, trzeba żyć
Trzeba wstać i wierzyć, że z więzienia ciała można wyjść
Trzeba wstać, i wierzyć że po drugiej stronie dobro jest
Trzeba iść, to przecież Stwórca kazał sercu memu bić
Trzeba żyć
Trzeba żyć i wierzyć, że po drugiej stronie dobro jest
Zabierz mi wrażliwość na bezbronnych, strach i ból,
Muszę żyć, to przecież Stwórca kazał memu sercu bić,
Muszę żyć i wierzyć że, wierzyć że z więzienia ciała można wyjść
Trzeba żyć
daj mi okruch swego chłodu
pozwól odkryć w sobie spokój
trzeba trwać
pozwól we mnie życie wzbudzić
pozwól jeszcze mocniej poczuć
trzeba żyć
daj mi okruch swego chłodu
pozwól jeszcze mocniej poczuć…
Trzeba trwać
Bogdan Loebl
niedziela, 19 grudnia 2010
środa, 15 grudnia 2010
Kay i Gerda (Chłód)
Zapomniałem o tobie już dawno
zapomniałem o tobie już wczoraj
to co było przedwczoraj rozpadło się
nie pamiętam ni jednego wieczoru
Szatan rozbił swe zimne zwierciadło
i szkła pyłek wpadł w oko i serce
zapomniałem o tobie już dawno
zapomniałem o tobie nic więcej
Zapomniałem o tobie na zawsze
zawsze znaczy dziś wczoraj i jutro
przecież wiesz że cię nigdy nie znałem
wybacz mi ale nie jest mi smutno
Uśmiech zastygł na twarzy zbielałej
umarł dzień nie doczekał wieczoru
nie wiem już czemu cię zapomniałem
może to przez ten pyłek w mym oku
ciągle zima
tylko zima
wieczna zima
chłód
Robert Kasprzycki
czwartek, 9 grudnia 2010
Srebrny pociąg
Srebrny pociąg śni mi się co noc
Niby sierp przesuwa się szyną widnokręgu
Staram się uciec przed nim, szukam klamki świtu
Moje stopy przykuwa do snu magnes ziemi.
Moje stopy przykuwa do snu magnes ziemi.
Staram się uciec, szukam klamki świtu
Niby sierp przesuwa się szyną widnokręgu
Srebrny pociąg śni mi się co noc
Rano wskrzeszam dotykiem miejsca i przedmioty
Miejsca, w których sadzam ciało do posiłku
Te miejsca, w których kładę ciało do spoczynku
Do ukłuć igieł żalu
Nadjeżdża znowu srebrny pociąg
Podmuch pędu pociera oczy me jak smyczek
Koła przetaczają się przez środek moich piersi
Srebrny pociąg śni mi się co noc
Bogdan Loebl
Niby sierp przesuwa się szyną widnokręgu
Staram się uciec przed nim, szukam klamki świtu
Moje stopy przykuwa do snu magnes ziemi.
Moje stopy przykuwa do snu magnes ziemi.
Staram się uciec, szukam klamki świtu
Niby sierp przesuwa się szyną widnokręgu
Srebrny pociąg śni mi się co noc
Rano wskrzeszam dotykiem miejsca i przedmioty
Miejsca, w których sadzam ciało do posiłku
Te miejsca, w których kładę ciało do spoczynku
Do ukłuć igieł żalu
Nadjeżdża znowu srebrny pociąg
Podmuch pędu pociera oczy me jak smyczek
Koła przetaczają się przez środek moich piersi
Srebrny pociąg śni mi się co noc
Bogdan Loebl
Subskrybuj:
Posty (Atom)