poniedziałek, 2 lutego 2009

Kochankowie w ciemnościach


DO NIEBA WZIĘCI

Magda była jak śmierć Śmierć nosi czarny stanik
Tatuaże jak obłoki po wybuchach bomb
Kochała wszystkie psy
Wszystkich hycli miała za nic
Jej włosy pachniały pizzą Do dziś zresztą czuję ten swąd

Mariusz syn suki Ani mądry ani głupi człek
W środku był surowy przeklinał jak szewc
Czarnym samochodem rozwoził kościotrupy
Zawsze łamało go w kościach
Kiedy chmurom się zbierało na deszcz

Ona i on dla siebie zwariowali
Połykali konwenanse i to co mówił im ksiądz
Pół miasta z zazdrości po głowach się stukało
Mało kto życzył im dobrze
Chyba każdy czekał na ich błąd
Kochankowie w ciemnościach
Na cztery i pół godziny do nieba wzięci
Oni zawsze są w gościach
Świat na moment zapomniał
Dalej bez nich normalnie się kręci
Kochankowie w ciemnościach
Po drugiej stronie swych rzeczy sami razem
Jeżeli pragniesz ich spotkać
Przycisz radio Zostań uchem ściany

Chyba w końcu coś złego zaszło między nimi
Tam gdzie wczoraj żyła rozkosz
Dzisiaj trzaskały drzwi Ona nie może na niego patrzeć
On z nią więcej nie chce gadać
Jakiś dziwny diabeł musiał zamieszkać w ich krwi
W barze dla samobójców "Pod Szkarłatną Gilotyną"
Spotkałem Magdę - brała tabletki na łzy
Nieco schudła, trochę zbrzydła
Serce miała z mydła
Wiary w niej nie było chęci życia ani sił
Przez ładnych kilka dni głośno huczało miasto
Mówili o tym wszyscy Wieść rozeszła się w mig
O tych którzy się rzucali przypalonym ciastem
Ci którym nic nie wyszło Ci którym nie udało się nic

Kochankowie w ciemnościach...

Brak komentarzy: